Przy okazji felietonu na temat latarni morskich wspominałem o pięknych polskich statkach pływających w barwach PLO, które choć nazywano „jeziorowcami” w rzeczywistości były pełnomorskimi drobnicowcami. To cała rodzina statków zbudowanych przez stocznię w Szczecinie, która nazwy poszczególnych jednostek wzięła od polskich miast na Z. Jeden z nich ma na koncie piękny epizod i zapisał się jako nasz statek polarny.
Polskie jeziorowce to na swój sposób fenomen PRLu. Wybudowano ich 6 sztuk z myślą o obsłudze linii Polskich Linii Oceanicznych w krainie wielkich jezior, choć były statkami bardzo plastycznymi w dopasowaniu do pełnionej funkcji jak większość drobnicowców. Przystosowane głównie do przewozu towarów przemysłowych liczonych w sztukach, pakowanych w skrzynie lub przewożonych luzem (jak np. samochody) rozwijały jednocześnie duże prędkości przekraczające 20 węzłów. Wyposażenie było ściśle dopasowane do charakteru pracy – to głównie osprzęt przeładunkowy, ale dostosowany też do warunków nietypowych, czyli takich, gdzie nie można skorzystać z urządzeń portowych.
Wyjątkowość naszych drobnicowców w klasie Sewaymax (a tak określa się statki, które są zdolne podróżować Drogą Świętego Wawrzyńca) to kilka detali, acz istotnych. Wszystkie posiadały charakterystyczne skrzydła mostku niewystające poza burtę, co miało umożliwić im śluzowanie oraz równie charakterystyczne kominy odchylone w kierunku rufy. Oprócz tego posiadały windy cumownicze z automatycznie regulowanym naciągiem, dodatkowe reflektory, kluzy oraz wzmocnienia do żeglugi w warunkach lodu. Całość powyższych rozwiązań miała zagwarantować naszym seawaymax’om, że nie tylko będą się bezpiecznie wspinać po stopniach wodnych do krainy wielkich jezior (a to długa droga, wszak lustro Jeziora Michigan znajduje się 170m nad poziomem oceanu), ale poradzą sobie także ze specyficznymi zimowymi warunkami w tym akwenie. O tym, jak wygląda ta kraina zimą możesz przeczytać w moim innym felietonie tutaj. Film z przejścia przez odcinek jednego z kanałów na tej drodze wrzucił ostatnio kolega z grupy forwardując film z Ocean World. Możesz zobaczyć pod linkiem tutaj.
Takim też statkiem był ostatni z serii Zawichost, który nosił jednocześnie miano pierwszego polskiego statku u wybrzeży Antarktydy. Dlaczego tam trafił? Bo prowadziliśmy tam badania. Ba! Nawet mieliśmy swoją stację badawczą i to w najbardziej uroczym zakątku tego końca świata.
Ponderoza na krańcu świata
Stację pierwotnie zbudowali tam w 56 roku radzieccy pod nazwą Оазис, „Oaza”, ale nie zabawili tam długo, bo jedynie do końca 58 roku. W tym czasie przeprowadzili szereg badań i najwyraźniej rozczarowani okolicą przekazali teren Polsce. Nie był to jakiś szczególny majątek bo składały się na niego dwa drewniane domki, ogrzewane drewnem i węglem, oraz kilka mniejszych pawilonów, za które pewnie musieliśmy zapłacić majątek, ale kto wtedy zwracał na to uwagę. Jak to pięknie brzmi – własna oaza na Antarktydzie! Stacja z resztą świata skomunikowana była poprzez lądowisko położone 15km dalej na lodowcu. W zimie za to można było lądować nieco bliżej, bo na tafli zamarzniętego Jeziora Figurowego. Myślę, że niejeden broker w nieruchomościach po takim wstępie widziałby już perspektywę do pośredniczenia w transakcji najmu albo kupna sprzedaży.
Oaza Bungera (bo tak faktycznie nazywa się ten zakątek Antarktydy) leży na granicy Ziemi Królowej Mary i Ziemi Wilkesa. Sama oaza została odkryta przez Amerykanów i jest jednym z niewielu dziwnych miejsc na terenie tego najmroźniejszego kontynentu, bo o dość dużym obszarze wolnym od lodów (ok. 750km²). Klimat tego miejsca jest łagodny, bo średnia roczna temperatura zmierzona przez naszych naukowców wynosiła −8,2 °C, maksymalna 10 °C, a minimalna −43 °C. Podobnie średnia prędkość wiatru wynosiła 6 m/s, maksymalna zmierzona jedyne 56 m/s. Że zimno? Na tle Antarktydy to naprawdę ciepły zakątek. Wiatry na wybrzeżu bywają niemal dwa razy szybsze, a w stacji Wostok najniższa zarejestrowana temperatura wynosiła −93,2 C.
Tak delikatny klimat przyciąga oczywiście organizmy żywe. Okoliczne skały okryte są porostami, a nad jeziorami i strumieniami rozwijają się mchy. Na północy i zachodzie oazy, bliżej lodowca szelfowego i oceanu, wody powierzchniowe miewają charakter brachiczny wynikający z mieszania się cieków wody słodkiej ze słoną wodą oceaniczną. To domena zwierząt. Królestwo ptaków takich jak Skuy i Petrele Śnieżne. Występują tu także Weddelki Arktyczne, ale tu już trzeba powstrzymać dumę narodową i pozbyć się ewidentnych skojarzeń cukierniczych. Te fokowate niestety nie mają nic wspólnego z ojcem polskiej czekolady, a raczej angielskim żeglarzem Jamesem Weddellem, który był odkrywcą Orkad Południowych.
Istnieje wiele teorii dotyczących genezy tej oazy oraz jej specyficznych warunków. Jedne z nich zakładały, że przyczyną jest ciepło wydostające się z wnętrza ziemi, a jego źródłem miały być radioaktywne pierwiastki. Inni twierdzili natomiast, że ciepło pochodzi ze spalania podziemnych pokładów węgla. Dopiero szczegółowe badania pozwoliły na wysunięcie najbardziej prawdopodobnej teorii orograficznej. Według amerykańskiego geologa E.T Apfela zasadniczą rolę odgrywa rzeźba podłoża lądolodu. Szybko spływające strumienie lodowe są wyjątkowo plastyczne, ulegają spękaniom, łatwo rozdzielają się na skalnych występach opływając oazy z dwóch stron. Reszty w tworzeniu oaz dopełnia klimat. Odsłonięte skałki nagrzewają się szybciej i pochłaniają większą ilość ciepła. Powoduje to szybsze topnienie lodu, co z kolei prowadzi do wykształcenia się lokalnego, znacznie łagodniejszego klimatu. Brzmi znajomo? Masz rację – badania w Oazie Bungera są często używane w przeprowadzaniu dowodu na to jak globalne ocieplenie będzie przyspieszać, gdy w rejonach pokrytych śniegiem o wysokim albedo odsłonią się skały i powierzchnie zbiorników wodnych.
Stacja polarna im. A.B. Dobrowolskiego
Stacja została nam przekazana podczas pierwszej wyprawy naukowej na Antarktydę pod kierownictwem Wojciecha Krzemińskiego w styczniu 1959r. Nazwę odziedziczyła po polskim geofizyku i meteorologu Antonim Bolesławie Dobrowolskim. Gdy tylko pojawili się tam nasi polarnicy drewniane domki zostały nazwane „Warszawą” i „Krakowem” i.. na tym z grubsza poprzestaliśmy. Przez kilka kolejnych lat nie uczestniczyliśmy w wyprawach antarktycznych, a stację odwiedziliśmy dopiero na przełomie 65 i 66r. Wyprawa składała się z czterech osób, którzy podczepili się pod ekipę radzieckich polarników. Nie dotarłem do żadnych wiarygodnych źródeł tej wyprawy, ale to raczej nie jest dziwne. W trakcie tej wyprawy radzieccy próbowali wylądować na lodzie zatoki Jeziora Figurowego, co zakończyło się zatopieniem samolotu. Czterej Polacy, Radzieccy rozbijający samolot.. i to wszystko na terenie, gdzie teorie spiskowe w niedużej odległości od naszej Ponderozy wielbiciele teorii spiskowych upatrują miejsca ucieczki Hitlera, tajnej bazy ufo oraz latających spodków ze swastyką. W sumie to… o psie tylko nikt nie wspomniał.
Ostatnia wyprawa polska do stacji im. Dobrowolskiego miała miejsce w styczniu 1979 roku również pod kierownictwem Wojciecha Krzemińskiego, a całą wyprawę na miejsce dostarczył właśnie m/s Zawichost dowodzony przez kpt. Wojciecha Kozłowskiego. Statek zacumował przy lodowcu w radzieckiej stacji Mirnyj, a stamtąd cała wyprawa przetransportowała się na naszą antarktyczną działkę. Tym razem badania prowadzone były już w szerokim zakresie, obejmującym geomorfologię, grawimetrię, meteorologię oraz szereg prac geodezyjnych. Prace pokrzyżowała nam dopiero pogoda, gdy po nagłym załamaniu wszystkich polarników trzeba było ewakuować do stacji Mirnyj. Od tego czasu (tj. 1979) roku stacja nie jest użytkowana i pozostaje nieczynna w formie zakonserwowanej. Prócz Weddelków i Petrel Śnieżnych pojawiają się tam sporadycznie Australijczycy, którzy kilka kilometrów na północny zachód otworzyli letnią stację Edgeworth David Base. Wrócili tam także Rosjanie, mieli jednak mniej skrupółów od Aussie, bo pobudowali się ok. 200m od naszych zabudowań.
Pomimo tej trudnej historii podboju Antarktydy warto tu dodać, że kilka naszych akcentów trafiło na listę historycznych miejsc i pomników w Antarktyce. Są to pawilon obserwatorium geomagnetycznego (na miejscu dziesiątym) oraz betonowy słup ustawiony przez polską ekspedycję w celu pomiaru przyspieszenia ziemskiego (miejsce 49) . Można by powiedzieć, że to niby nic wielkiego, ale byłaby to wielka nieprawda. Historic Sites and Monuments in Antarctica wynika bezpośrednio z Układu Antarktycznego, wskazuje miejsca ważne historycznie oraz wyznacza miejsca szczególnie chronione. Do nich, na pierwszym miejscu, zaliczany jest maszt flagi posadowiony przez Argentyńczyków dokładnie na biegunie południowym.
ps. Wygląda na to, że jest szansa, by stacja A.B. Dobrowolskiego powróciła do życia. Z końcem grudnia 2018r Polska Akademia Nauk oraz Instytut Geofizyki PAN zawarły z Geoscience Australia porozumienie „Statement of Cooperation in Antarctic Geoscience”, na mocy którego naukowcy obu krajów mogą prowadzić wspólne badania w zakresie nauk o Ziemi na obszarze Antarktyki. Przy tej okazji pojawiły się informację o zamiarze rewitalizacji stacji.
Więcej możesz przeczytać na stronie Instytutu Geofizyki PAN tutaj.