Koleżanka uraczyła mnie pięknym zdjęciem morza przed chwilą, a mi się przypomniało, że dawno już nic o żaglowcach nie było. To dziś będzie trochę w temacie, bo poznałem bardzo ciekawą historię jednego z nich.
Do niedawna największym żaglowcem świata, który pływa głównie po Morzu Karaibskim oraz Śródziemnym był Royal Clipper. To pięciomasztowa fregata zainspirowana windjammerem Preusen z 1902r. Windjammery to taki łabędzi śpiew epoki żaglowców – ostatnie wielkie transoceaniczne statki towarowe o napędzie żaglowym, w których skumulowały się wszystkie doświadczenia i osiągnięcia projektantów mniej więcej od czasów kiedy zajmowaliśmy się głównie układaniem piramid z kamieni oraz czczeniem bóstw z głowami zwierząt. Preusen, na którym wzorowano się przy budowie Royal Clippera był wyjątkowy. Zabierał prawie 8.000 ton ładunku co nie przeszkadzało mu hasać po falach z prędkością 16 węzłów (wg niektórych źródeł nawet 20). To hasanie po falach nie zakończyło się jednak dla niego zbyt dobrze, bo trafił się oczywiście jakiś dwukrotnie wolniejszy parowiec na kursie kolizyjnym. Dziś można podziwiać go w okolicach Dover. Niestety tylko w zestawie do nurkowania, bo spoczywa na głębokości ok. 6m.
Royal Clipper od samego początku należał do Star Clippers. Łajba prawdopodobnie nigdy by nie powstała, gdyby nie to, że pewien elektryk przeskoczył przez płot rozpoczynając efekt domina w polskiej gospodarce. W latach 80 nagromadzenie zdarzeń epoki Gierka, strajków na Pomorzu oraz Stanu Wojennego tak skutecznie przeorały naszą gospodarkę, że spółka, która zainwestowała w budowę żaglowca pod nazwą „Gwarek” nie udźwignęła kosztów i była zmarła. Jak to się często spółkom zdarza. W Stoczni Gdańskiej po tym nagłym zgonie pozostał w doku wybudowany stalowy kadłub, na którego chętnych zaczęto dość dynamicznie szukać, choć nie było to wcale łatwe. Gwarek pierwotnie miał być.. pasażerskim wycieczkowcem żaglowym. Budowano go z myślą o tym, że będzie używany przez górników jako pływający dom wczasowy. No, może było tu wszystko u nas na kartki oraz wiedza o tym, gdzie rzucono papier toaletowy wymieniana była barterem za miejsce w kolejce po meble, ale jakieś pozory luksusu trzeba było tworzyć. W szczególności dla tak licznej grupy zawodowej, która odpowiadała za jedyną kopalinę, której sprzedażą mogliśmy zasilić fatalnie zarządzaną kasę państwa. To, że dziś przywileje emerytalne oraz pensje w górnictwie są o 89% wyższe niż średnia z pozostałych gałęzi gospodarki (dla porównania w Niemczech ta różnica wynosi 10%) to także jakiś spadek po PRL. Jak ten kadłub na którego szukaliśmy frajera.
Szczęśliwym frajerem okazał się Mikael Kraft, znany żeglarz oraz właściciel linii Star Clippers, który prócz tego, że uratował nas od dylematu jak przerobić ten kadłub na jakiś nowatorski kajak dla 100 osób to jeszcze podszedł do tego tematu w sposób wyjątkowo profesjonalny. Zlecił Stoczni Gdańskiej przedłużenie kadłuba o dodatkowe 24m oraz zatrudnił pierwotnego konstruktora, a dziś najbardziej uznanego projektanta żaglowców świata czyli Zygmunta Chorenia. Pan Zygmunt to legenda w każdym calu oraz człowiek, który znad morza nie pochodzi. Wychował się w wiosce Brzozowy Kąt na Podlasiu, gdzie nikt pewnie nawet o morzu nie słyszał. Pan Zygmunt prawdopodobnie też by nigdy się morzem nie zainteresował, gdyby nie kufer na strychu, w którym znalazł przedwojenny miesięcznik Morze ze zdjęciem Daru Pomorza na okładce. W ten sposób młody chłopak odnalazł swoje okno na świat. Marzenia tkane w głowie zaprowadziły go na dwutygodniowy rejs organizowany przez Jerzego Micińskiego (podówczas redaktora naczelnego wspomnianego czasopisma), a dalsze losy to już konsekwencja tego, co uczyniła w głowie młodego chłopaka kolorowa gazeta znaleziona na strychu. Zygmunt trafił na Politechnikę na wydział budowy okrętów, zapisał się do jacht klubu i w chwilę później ruszył w roczny rejs dookoła świata. Mógłbym tu opisać jeszcze kilka historii z życia tego młodziaka, który w trakcie rejsu na Oceanie Indyjskim zderzył się z pionową ścianą wody, która załamała się nad pokładem i ścięła maszt rufowy, ale to na oddzielną historię. To co jest ważne, to kilka faktów z życia p. Zygmunta, który w pewnym sensie odpowiadał za to, że w polskich stoczniach zaczęto budować kolejne żaglowce. Rzecz, na którą w tamtym czasie nie porywali się wszyscy, choć trzeba zaznaczyć, że to były czasy największej świetności polskiego przemysłu stoczniowego. Co 10 dni z Gdańska wychodził wtedy nowy, pełnomorski statek, a my byliśmy drugą potęgo okrętową na świecie. Tak. Serio tak tu kiedyś było.
Dziś ten mały chłopak z Podlasia ma na swoim koncie zaprojektowanie lub nadzorowanie budowy najbardziej znanych żaglowców, pływających pod banderami Polski, Bułgarii, Rosji, Ukrainy, Niemiec, Finlandii, Japonii i Panamy. Spod jego ręki wyszły m.in. Pogoria, Iskra II, Fryderyk Chopin, wspomniany wyżej Royal Clipper, a także Dar Młodzieży i Mir. Stoi również za konstrukcją trójmasztowca Oceania, należącego do Instytutu Oceanologii PAN, który jest obecnie największym polskim instytutem badającym problemy fizyki, chemii, biologii i ekologii morza.
Royal Clipper na zdjęciu poniżej to jego dziecko. Narodziło się z upadku post peerelowskiej spółki oraz chęci dopieszczenia ego wpływowej grupy zawodowej. Biorąc pod uwagę to, że do niedawna był to największy żaglowiec świata trzeba jasno stwierdzić, że w dziedzinie przekuwania gigantycznych porażek na sukcesy mamy jednak duże doświadczenie.
Kto zdeklasował Royal Clippera? Flying Clipper – fregata o prawie 30m dłuższa, wzorowana na statku France II, który uznawany jest za największy żaglowiec w historii świata. Flying Clippera wybudowano w Splicie w Chorwacji, a projektantem był.. oczywiście Zygmunt Choreń.
Inni projektanci mają podobno we zwyczaju pytać ile lat ma ten facet i kiedy już pójdzie na emeryturę, ale tu świat nie ma dla nich raczej dobrych wiadomości. Zygmunt pomimo tego, że ma na karku 79 lat nie przestaje projektować. Ma w planach jeszcze najmarniej trzy jednostki i czwartą, podobno większą. Twierdzi, że póki pary w płucach mu nie zabraknie to będzie projektował, chociaż mam na ten temat swoją prywatną teorię. Sól morska od wieków konserwuje wszystko. Charaktery przede wszystkim.