Jest taka marynarka handlowa, o której prawie nikt poza jej macierzystym krajem nie słyszał, a już w Polsce w szczególności i to bardzo źle. W całej swojej historii miała niemałą liczbę statków handlowych oraz, co ważniejsze przez jakiś czas chroniła ją marynarka wojenna. Co w tym dziwnego? Chociażby to, że kraj ten nigdy na mapie nie miał granicy morskiej, a największe akweny jakie posiada na swoim terytorium to jeziora i dość szerokie rzeki.
Kiedy drwiłem tu, przy okazji wpisu na temat wyczynów polskich okrętów podwodnych pod Murmańskiem, że jedynym dostawcą okrętów podwodnych w tamtym czasie był Związek Radziecki, choć pewnie wolelibyśmy je kupić od braci Czechów tylko się nie dało, nie miałem zielonego pojęcia o tym, że Czechosłowacja (a dziś jej prawny spadkobierca, czyli Czechy) posiadały drugą co do wielkości flotę handlową wśród państw bez dostępu do morza. Co ciekawsze, flota ta ma swój własny kwartał portowy, który został mu przyznany Traktatem Wersalskim. W tymże, wśród niezliczonej ilości zapisów, których dziś już nikt nie pamięta, jest taki, który zmusza Niemcy do wydzierżawienia na okres 99 lat przestrzenie, które będą podlegały pod przepisy o strefach wolnych, a przeznaczone dla bezpośredniego tranzytu towarów idących z tego państwa albo do niego kierowanych. Czechosłowacja z tego prawa skorzystała, choć w jedynie w przypadku Hamburga. Szczecin z różnych powodów powodował spięcia na linii z Niemcami, dzięki czemu Czesi w końcu zrezygnowali z wyegzekwowania swojego prawa i skupili się na Hamburgu. I to jak! Do 1937r drogą rzeczną do portów z Czechosłowacji do Hamburga trafiło ponad 2 tysiące statków przewożących 1.5mln ton ładunków. Transportowano węgiel, cukier, zboża i drewno, ale tą drogą trafiały również wyroby szklane, stalowe celuloza i słód. Sytuacja uległa zmianie po II Wojnie Światowej, kiedy to utworzono wolną strefę czechosłowacką w porcie szczecińskim. Na ich potrzeby zostało oddane nabrzeże o wymiarach 300 x100m oraz powołano Czechosłowacką Żeglugę na Odrze z siedzibą we Wrocławiu i oddziałem w Szczecinie. Z rejonu Czechosłowacja zrezygnowała w 1956r. Stało się tak prawdopodobnie dlatego, że pomysł przeniesienia punktu do Szczecina był osobistym pomysłem Stalina (wszak Hamburg był imperialistyczny i zły), ale okazał się tak nierentowny, że gdy tylko satrapa z wąsem był kopnął w kalendarz wszyscy się z tego pomysłu wycofali. Tranzyt jednak był dokonywany dalej aż do 1992 gdy Československá Námořní Plavba została podzielona w wyniku zmian politycznych w regionie.
To co jest miłe, to fakt, że kadry oficerskie wspomnianej floty kształciły się u nas w Szczecinie, a tradycje morskie w Czechach i na Słowacji są nadal bardzo żywe. Nadal istnieje kilka dużych stoczni rzecznych, które prócz statków rzecznych produkują statki morskie. Największe z nich mają ponad 100m długości i wyporność kilku tysięcy ton (dla wyobrażenia skali to jest taki odpowiednik ORP Błyskawica, który stoi na gdyńskim nadbrzeżu). Ba, nasi południowi sąsiedzi mają nawet swoje szanty, w których śpiewają „Niech Czeski naród powstanie / Chłopaki liny w dłoń / Jesteśmy morskim krajem / mówimy do siebie Ahoj” Co ciekawe szkopy też są tą determinacją jakoś poruszeni, bo pamiętają o międzynarodowych zobowiązaniach i w porcie w Hamburgu do dyspozycji nadal stoi basen portowy Moldauhafen, po czesku Vltavský přístav. Szwaby zamierzają go udostępniać najmarniej do 2028r kiedy to mija wspomniane wcześniej 99 lat. Z Czech do Hamburga dostęp odbywa się przez Łabę oraz możliwy jest także ze Słowacji, choć okrężną drogą przez Dunaj a następnie Ren. Tak więc no, jakby komu przyszło się nabijać z braci Czechów w kontekście morza, to już naprawdę na serio – nie wypada. Ahoj!
* Na zdjęciu Czechosłowacki statek przy nabrzeżu w Szczecinie pod banderą Československá Námořní Plavba