Dziś dzień kota, więc wypadałoby napisać o najbardziej kotowatym wilku morskim. Ten kot na zdjęciu to Oscar – oficjalnie zaokrętowany w trakcie II Wojny Światowej na „Bismarcku” na stanowisku Bordkatze der Bismarck.
Tym niemieckim pancernikiem na szczęście Aliantów (i nieszczęście III Rzeszy) Oskar długo nie popływał, bo mu ten okręt zatopili pod koniec maja 1941 roku Brytyjczycy. Miał zapewne okazję zobaczyć paradę ORP Piorun, która przeszła do legendy, bo ten polski niszczyciel przy Bismarcku był raczej Dawidem goniącym Goliata. Salwa burtowa Pioruna ważyła 132kg, zaś salwa ciężkiej i średniej artylerii Bismarcka circa 8 ton, co absolutnie nie przeszkodziło komandorowi Pławskiemu nadawać w kierunku pancernika „Jestem Polakiem, Jestem Polakiem” oraz chwilę później wydać rozkaz „Trzy salwy na część Polski” (z których dwie trafiły). Piorun i Bismarck prowadziły tą walkę przez ponad godzinę, co pozwoliło cięższym okrętom Royal Navy dokończyć dzieła, ale to na oddzielny wpis, bo o Oskarze miało być przecież. Kot miał duże szczęście, bo z całej załogi liczącej ponad 2.500 osób przeżył wraz ze 115 innymi marynarzami. Jego akcja ratunkowa też była dość osobliwa, bo HMS „Cossack”, który go podjął stojącego na desce się zatrzymać ryzykując własne bezpieczeństwo. Wszak w rejonie operowały U-Booty.
Na HMS „Cossack” przyjęto go jako maskotkę okrętową do Royal Navy, po czym nadano mu imię Oscar. Kot pływał na tym okręcie do końca października 1941 roku, gdy to na Atlantyku został storpedowany przez U-563. Jeden z brytyjskich niszczycieli przetransportował rozbitków z tej jednostki wraz z kotem-maskotką do Gibraltaru. Tam kot przekazany został na lotniskowiec HMS „Ark Royal”, dumę floty brytyjskiej z kilkudziesięcioma samolotami na pokładzie, który to 14 listopada 1941 (czyli niecały miesiąc później) roku również został zatopiony przez U-81. U-Boot ten nie był jakimś szczególnym wilkiem morskim w tamtym momencie – na swoim koncie miał głównie arabskie żaglowce i jeden trawler pomocniczy marynarki francuskiej.
Oskar się oczywiście z tej tragedii wyratował, ale nikt już nie chciał z nim pływać. Resztę życia zawodowego spędził w kapitanacie portu w Gibraltarze, ale wg archiwów Royal Navy to nie był koniec jego podróży. W aktach ktoś bardzo skrupulatnie odnotował ostatnią wzmiankę o nim w 1955 roku, która brzmi:
„Oscar, the Bismarck’s cat, finished his days at the Home for Sailors in Belfast”
O tym, czy łajba, którą się dostał do do domu spokojnej starości dla marynarzy w Belfaście nie zatonęła w drodze z Gibraltaru niestety nikt nie wspomniał